Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2015

Pomaganie daje moc?

Znajomi zorganizowali Wigilię dla osób bezdomnych. Robią to co roku, znają tych ludzi, spotykają się z nimi od lat, zanosząc im kawę, kanapki i rozmawiając na ulicy. W tym roku poprosili o pomoc w przygotowaniach, bo myśleli, że zabrakło rąk do pracy (jak się później okazało nagle pojawiła się rzesza wolontariuszy "nie wiadomo skąd"), a ja miałam wielką potrzebę wyjścia w tym świątecznym zamieszaniu poza własne cztery ściany, więc poszłam tam z moją Trójcą, kiedy M. był jeszcze w pracy.  Wiedziałam, że dzieciom spodoba się pomysł wspólnego wyjścia w jakieś nieznane miejsce i miałam nadzieję, że zechcą trochę pomóc. No i miałam rację, Wszyscy współpracowali: Córka Najmłodsza zasnęła, żeby się nie plątać między nogami, Starszaki włączyły się w przygotowania kiedy tylko przekroczyliśmy próg salki, w której odbywała się Wigilia. Na pewno poczuli się ważni, wśród dorosłych, którzy robią coś razem, oni, mali, mają do wykonania ważne zadania. Bez słowa narzekania, z pełnym z

Karmię i będę karmić ile zechcę!

Dzisiaj się zdenerwowałam. Wytrzymywałam dość długo bez unoszenia się, co w moim przypadku nie jest takie proste ;-) Jednak po dzisiejszej wizycie u pediatry muszę zabrać głos, Głos w obronie własnej, ale również "odezwę do ludu", ponieważ ogarnia mnie czasem przekonanie, że w naszym kraju świadomość znaczenia karmienia piersią ma się coraz lepiej, ale co jakiś czas zderzam się z brutalną rzeczywistością, która otwiera mi oczy na to jak bardzo się mylę. Tak było i dziś, po raz kolejny.  Córka Najmłodsza jest chora (podobnie jak Córka Średnia i Syn Najstarszy), od dwóch dni nic nie je, płacze, gorączkuje, jedyne, co może ją ukoić i pocieszyć to moja pierś. Nie jest to wcale łatwa sytuacja, ponieważ sama jestem chora, słaba i obolała, marzę o odpoczynku, ale wiem jak ważne dla tego Małego Człowieka jest poczucie bezpieczeństwa i ulga, jaką przynosi jej moja bliskość, a ponadto składniki mleka mamy zawierają cały szereg witamin, minerałów i dodatkowo przeciwciał, pomaga

Dziekuję Bogu, że dziś, to nie był Nasz Dzień.

Późna godzina. Z myślą o tym, że jutro znów trzeba bardzo wcześnie wstać, ogarnąć całą trójkę i biegać między szkołą, przedszkolem, domem, sklepem, rozbierać, ubierać, kurtki, czapki, szybko, szybko, żeby zdążyć... Bardzo późna godzina. A Najmłodsza Córka nie śpi. A ja się złoszczę. Nie mam już do niej cierpliwości. Od godziny czekam na tę moją, własną, krótką, ale potrzebną chwilę świętego spokoju, zanim padnę ze zmęczenia. A jeszcze dom do ogarnięcia, mejle do wysłania, ubrania do naszykowania. Dla całej Trójki, oczywiście. Głowa boli, rośnie napięcie między mną i M. Przecież oboje jesteśmy zmęczeni, on też chce usiąść. Sam, w ciszy i spokoju. Mnie to nie obchodzi, bo przecież spędziłam z dziećmi cały dzień. Z ich jękami, narzekaniami, protestami, walkami o prace domowe, bitwami i kłótniami. Oprócz godziny na zegarze, nic się nie zmienia. Jest coraz później, a ona nadal nie śpi... moja złość rośnie. Mam dość. Resztką sił powstrzymuję się od okazania Najmłodszej jak bardzo mam

"Oswoić Poród" subiektywna relacja ze spotkania :-)

Relacja obiektywna, napisana przez Annę Sornek, autorkę bloga Bubinkowo , pojawi się w grudniowym numerze "Kwartalnika Laktacyjnego". Tutaj piszę subiektywnie, o własnych spostrzeżeniach i przemyśleniach. Przede wszystkim, chciałam serdecznie podziękować wszystkim obecnym za przybycie! Robimy te spotkania dla Was, po to, by wzrastała Wasza świadomość tego, co dzieję się z kobiecym ciałem w czasie porodu, po to, by tych pozytywnych, dobrych doświadczeń było coraz więcej. Dlatego cieszy nas liczna frekwencja i Wasze zaangażowanie. Żeby napisać o samym spotkaniu, muszę najpierw wyznać, że po trudnej, przeleżanej ciąży, powrót do tematów okołoporodowych, był dla mnie znacznie trudniejszy, niż ponowne zaangażowanie w pracę Doradcy Noszenia. Jednocześnie, bardzo się cieszę, że znów mam okazję prowadzić spotkania dotyczące porodu, tym bardziej, że widzę jak wiele pracy w tym temacie, jest wciąż do wykonania. Nadal wiele osób obawia się porodu, głównie dlatego, że nie wi

Po co tańczyć salsę?

Taniec z dzieckiem w chuście staje się coraz bardziej popularny. Widzę w informacjach z innych miast, że to tu, to tam, ruszają zajęcia z cyklu: "taniec z dzieckiem w chuście". Jakiś czas temu miałam dość sceptyczne podejście do tematu. Może nie powinnam się do tego przyznawać, jako propagatorka idei chustonoszenia, ale, mimo wszystko, chustotańczenie przekonywało mnie jedynie w wykonaniu innych mam. Zmiana nastąpiła zeszłej wiosny, kiedy spotkałam się Mariolą. Wtedy ona, w zaawansowanej ciąży i pełna energii, opowiedziała mi o pomyśle na zajęcia "Zaplątanej Cubany" (klik) . Nie wiem czy to przez entuzjazm jakim tryskała Mariola, czy dzięki filmikowi, na którym tańczyła z wielkim brzuchem do kubańskich rytmów, ale pomyślałam, że salsa w chuście to coś więcej, niż jakiś tam, taniec! Parę tygodni później byłam już z Córką Najmłodszą na pierwszych pokazowych zajęciach Zaplątanej Cubany w katowickim klubie B-Fit. Weszłam na salę z pewną nieśmiałością, ale kiedy tylk

Oswoić poród - warsztaty dla przyszłych rodziców

Ostatnio tutaj oraz na facebooku  dużo działo się chustowo i okołodzieciowo. Słowem, wróciłam do chustowej aktywności na pełne obroty. Znów jestem świadkiem moich ulubionych momentów, kiedy noworodek zasypia na mamie, a ona ma dwie wole ręce, albo kiedy tata odkrywa bliskość jaką daje mu chusta :-) Nadeszła też pora na powrót do spraw okołoporodowych. Nareszcie! Spotykając się ze świeżo upieczonymi rodzicami często rozmawiamy o porodzie, o tym jaki był naprawdę, a jakie były oczekiwania, o opiece w trakcie i tuż po porodzie, o emocjach, o konsekwencjach... Wiele z tych rozmów jest bardzo radosnych, pozytywnych, ale równie wiele z nich ukazuje potrzebę bardzo szeroko rozumianej edukacji okołoporodowej. Szkoła rodzenia to świetny początek, jednak wielu tematów nie sposób tam poruszyć. Czasem musimy przyjrzeć się naszym wyobrażeniom o porodzie, czasem usiąść na dłuższą rozmowę z partnerem, żeby dowiedzieć się jak każde z nas wyobraża sobie siebie w czasie porodu, czasem musimy skonf

Relacja z "Chustowego ABC"

    Dzieje się w Gliwicach :-) Dziś idziemy tańczyć salsę w chuście, a dopiero co za nami spotkanie chustowe w minka cafe. Wygląda na to, że noszenie w chustach w naszym mieście staje się coraz bardziej popularne, co mnie bardzo cieszy :-) Na piątkowym spotkaniu w mince była nas naprawdę spora grupa, na szczęście dla wszystkich wystarczyło miejsc siedzących :-) Dużym zainteresowaniem cieszyły się zarówno tematy dotyczące samego noszenia w chustach, prawidłowej pozycji dzieci, odpowiedniego doboru chust i nosideł, ale również samo zagadnienie bliskości, noszenia, tulenia, rozpieszczania. Wiem, że temat "przyzwyczajania do noszenia" wciąż wzbudza wiele kontrowersji, ale mam nadzieję, że pogląd, iż niemowlę trzeba odkładać do łóżeczka, żeby się nie przyzwyczaiło, powolutku będzie odchodził do lamusa. W tym miejscu chciałam pozdrowić Dziadka, który przysłał na spotkanie swoją córkę ;-) Bardzo miłym '"efektem ubocznym" naszego spotkania było to, że wiele ma

Ta okropna zabawa

  Moja trójca bawi się razem. Cała. Jest rano, pokój poprzedniego dnia pięknie posprzątany, a oni wszyscy razem, cichutko, w tym czystym pokoju, bez płaczu i awantur o to, że Najmłodsza coś burzy i zabiera. Bezcenna chwila, którą postanawiam wykorzystać i posprzątać kuchnię po śniadaniu, a przynajmniej zetrzeć wszechobecne, klejące plamy z soku (...dziecięce eksperymenty z sokowymi lodami...). Czuję w kościach, że to złowieszcza cisza, bo przecież dzieci NIGDY nie są "grzeczne" w takim spokoju, ale myślę sobie po cichutku, że... może tym razem... Szybko jednak porzucam moje myśli po wejściu do dziecięcego pokoju. 10 minut. Tyle im wystarczyło żeby: Syn Najstarszy namalował obraz z wyklejanką z plasteliny (więc udając, że nie widzę całej reszty słucham z uwagą co przedstawia dzieło sztuki), Córka Średnia powieliła obraz brata i popadła w czarną rozpacz, kiedy Najmłodsza wylała na jej pracę wodę z farbek (kiedy oni tę wodę przynieśli???), uprzednio najadłszy się farb

Chustowe ABC spotkanie informacyjno-doradcze w Gliwicach

Wakacje, upały, urlopy... a dla tych, którzy zostali w mieście i chcą się spotkać, porozmawiać o chustach, zadać pytania, czy skorygować swoje wiązania, przygotowałam spotkanie :-) Ugości nas nowiutka, bardzo sympatyczna kawiarnia " minka cafe " w Gliwicach. To, na razie, będzie spotkanie informacyjno-doradcze, jeszcze nie warsztaty chustonoszenia (poczekamy z warsztatami aż upały zelżeją), ale dobra okazja, żeby załapać chustowego bakcyla i zobaczyć jak noszenie wygląda w praktyce :-) Zapraszam serdecznie, którzy już noszą swoje dzieci oraz tych, którzy dopiero chcą się przekonać, że nosić warto :-) Kawiarnia "minka cafe" jest bardzo przyjazna rodzinom z dziećmi więc śmiało można zabrać maluchy (i starszaki) ze sobą. Jest również klimatyzacja więc upały nam nie straszne ;-) Po więcej informacji i bieżące aktualności zapraszam na stronę wydarzenia  na facebooku.

O niedźwiadku, który nie potrzebował szkoły.

Miałam dzisiaj wrzucić post poslotowo-powakacyjny, ale tamten jeszcze nie gotowy (trójka dzieci w domu, na okrągło, jakąś mocą magiczną kradnie mi czas i energię...), a dziś jedno krótkie zdarzenie poskutkowało okołoszkolną refleksją, którą chciałam się tutaj podzielić. Syn najstarszy za parę tygodni rozpocznie szkołę. Ja cała, z tego powodu, drżę. Nie jestem pewna kto ma większą tremę... Wiem oczywiście, że nie mogę negatywnie się nastawiać, głównie po to, żeby jemu tego nastawienia nie przekazać. Więc się staram mówić o tym, co dobrego go w szkole spotka, o nowych kolegach, o przygodach, o wycieczkach i o tym, że będzie się uczył nowych rzeczy. Tymczasem, póki szkoła się nie rozpoczęła, korzystamy z lata i jeździmy na wycieczki, chodzimy na wyprawy i... sporo się uczymy. Żadna z nas rodzina podróżników (choć pewnie chętnie byśmy się nią stali), ale nie lubimy też siedzieć w domu, więc większość wspólnego czasu spędzamy na włóczęgach, dalszych (jeśli czas i finanse pozwalają) lu

Dlaczego jedziemy na SLOT?

Bilet dla Syna kupiony, nasze wejściówki załatwione, miejsce na polu rodzinnym bedziemy mieli wśród znajomych... nasze myśli coraz bardziej krążą wokół SLOTu. Pytania dzieci, o to kiedy na niego pojedziemy pojawiają się w naszym domu, mniej więcej, po Bożym Narodzeniu i cichną dopiero w dniu wyjazdu. Nie ma już pytań o to "czy" jedziemy, to jest pewnik, taki sam jak choinka na Boze Narodzenie, tort na urodziny i pisanki na Wielkanoc. Wiadomo, że Slot jest. Pytanie, kiedy i ewentualnie o to, czy śpimy w namiocie, czy w kamperze (to po zeszłorocznym szaleństwie, kiedy nie odważyliśmy się spać pod namiotem z dwumiesięczną Najmłodszą). Jak w namiocie to nawet lepiej, dodatkowa przygoda. Dzieci dopytują, ale wyczekujemy wszyscy. Jeździmy na Slot, bo bardzo lubimy tam być. Ja prowadzę czterodniowe (szaleństwo!) warsztaty chustonoszenia, które dają mi duuużo satysfakcji i tę radość, kiedy mijam noszone maluchy na terenie festiwalu  :-) Mąż ma swoją całonocną scenę klubową. Oboj

Chusta uwalnia ręce... i nogi!

A, przy okazji, też biodra ;-) Jednym słowem, wśród szeregu możliwości, jakie daje nam chusta, jest też możliwość tańca! Tak, tak, można zawiązać dziecko w chustę i uczyć się tańczyć. Wynikają z tego same korzyści dla tańczącej mamy i dla kołysanego dziecka. Uwielbiam takie inicjatywy, bo one dowodzą, że kiedy rodzi się dziecko świat się nie kończy, a dopiero zaczyna :-) i że można się rozwijać, realizować i dobrze bawić z dzieckiem... nie, nie u boku, do salsy to raczej u przodu lub u tyłu ;-) A na poważnie to taki taniec z dzieckiem w chuście jest naprawdę idealną aktywnością dla mam i maluszków, a do tego świetną okazją do poznania innych mam i pobycia razem. Dlatego bardzo serdecznie zapraszam na pierwsze, darmowe spotkanie w Katowicach. Już 6 czerwca o godz. 15:00 w B-Fit.pl Studio Fitness na ul. Dąbrówki 10 Spotkanie poprowadzi Asley - rodowity Kubańczyk i doświadczony tancerz. Później, regularnie zajęcia będą się odbywać również w innych miastach, także w Gliwicach

Dzień (z życia) Matki

Uff... chwila, żeby usiąść przed komputerem, dzieci śpią, a ja nie :-) Obecny tydzień mija nam, rodzicom, na nadrabianiu zaległości kulturalnych, co skutkuje tym, że codziennie wieczorem wychodzimy z domu. Sami. Razem lub osobno, ale bez dzieci. Wiem :-) sama nie mogę w to uwierzyć i upajam się tymi wyjściami,  po każdym z nich stając się lepszą matką. No, a w międzyczasie był Dzień Matki, przecież. Podobno 80% procent matek chciałoby w prezencie z okazji ich święta dostać dzień bez dzieci. Nie, ja nie będę w tej okrutnej większości. Dzień Matki należy spędzić z dziećmi, być dla nich miłą i świetnie się bawić oraz dużo uśmiechać. Bułka z masłem. Żeby nabrać trochę wigoru, postanowiłam zacząć od porannej kawy wypitej w samotności (jedynie 10 minut, dla nabrania rozpędu). Jednak Córka Najmłodsza wyszła z założenia, że w Dzień Matki wstaje z Mamą. Trudno, napijemy się tej kawy razem. Starszaki śpią. Jest nieźle. A jeszcze lepiej, kiedy tuż po kawie do kuchni wbiega Syn z prezente

Zlot Superbohaterów w Bytomiu

Wiem, że mamy weekend majowy, że wszyscy piszą o majówkach, ale ja, trochę na przekór, chciałam się podzielić z Wami naszym wypadem sprzed tygodnia :-) W zeszły piątek takiśmy odbyli z mężem dialog: - Jutro jest Zlot Superbohaterów. - Chcesz jechać? - No, Syn Najstarszy innej opcji by nam nie wybaczył! No właśnie, podobnie jak nie wybaczyłby odpuszczenia SLOTart festivalu, Industriady i paru innych imprez :-) Zresztą, my też czekamy na nie cały rok, więc ten synowy entuzjazm bardzo nam odpowiada ;-) Na Międzygalaktyczny Zlot Superbohaterów do Bytomia w tym roku, po raz pierwszy pojechaliśmy w komplecie (rok temu z Córką Najmłodszą w brzuchu, musiałyśmy się wylegiwać kiedy Supertata z Supermałpką i Superbłyskawicą podbijali Bytom). Było na serio bohatersko, biorąc pod uwagę fakt, że przemieszczaliśmy się pociągiem, tramwajem i autobusem. Nawet przebrania nie były nam potrzebne, kiedy walczyliśmy z komunikacją miejską w asyście trójki dzieci (dwójką w strojach superbohaterów).

"Nie noś, bo przyzwyczaisz!"

Córka Średnia skończyła 4 lata! Oczywiście nie wiem kiedy to się stało... nagle i niespodziewanie, bo przecież tak niedawno się urodziła, dopiero co nosiłam ją w chuście, karmiłam piersią... No właśnie. Noszona była od urodzenia (chociaż nieraz to ja musiałam ją przekonywać i namawiać do pozostania w chuście :-)), karmiona piersią przez dwa lata, spała z nami (chyba, że nie spała, co zdarzało się dość często) też dwa lata, przytulana, pocieszana, rozpieszczana. I co? No i, wbrew przeróżnym teoriom spiskowym: nie przyzwyczaiła się do noszenia, a nauczyła chodzić, tańczyć, a nawet, tuż przed dniem 4 urodzin, jeździć na rowerku :-) Podczas ostatnich wakacji przeszła nawet sporo kilometrów pokonując górskie szlaki. Od piersi odstawiła się bez najmniejszego problemu, a we własnym łóżeczku sama zapragnęła spać zanim skończyła 2 lata. Do tego jest samodzielna, bywa niezależna (oj tak!), odważna, a w przedszkolu nazywana Przedszkolnym Zwierzem. Owszem, czasem przychodzi do nas w nocy, gd

Dzień Kobiet

                        Miło jest dostawać kwiatki 8 marca, nie powiem :-) jednak jakiejś dużej wagi nigdy do tego dnia nie przywiązywałam. Ot, miło być kobietą. Ale w tym roku było wyjątkowo, głownie za sprawą 6-letniego chłopczyka, który coraz bardziej staje się mężczyzną... Syn mój kochany, już od piątku chodził i powtarzał, że w przedszkolu robi dla mnie niespodziankę, którą wręczyć będzie mógł dopiero w niedzielę. Nie wierzyłam, że wytrzyma, to w końcu całe dwa dni... a jednak, wbiegł w piątek wieczorem do pokoju, schował niespodziankę w tajnej skrytce i z wielką radością wręczył mi o 7:30 w niedzielę :-)  kwiatek-laurka towarzyszył nam przy śniadaniu i podążał za mną przez cały niedzielny poranek. Musiałam wielokrotnie powtórzyć jak bardzo mi się ten  prezent podoba i wysłuchać historii o procesie jego powstawania, a w zamian za cierpliwość i uwagę, Syn odśpiewał mi piosenkę: "...zapamiętaj sobie, dzisiaj jest Dzień Kobiet!..." Mąż natomiast wymyślił, że oni, cz

Sobota, pizza i plecak :-)

Sobotnia krzątanina, dzieciaki bawią się z koleżanką, robię ich ulubioną pizzę, a do drzwi pukają sąsiedzi, wracający właśnie ze spotkania na temat cohousingu. My chcemy posłuchać jak było na spotkaniu, a oni są głodni więc szybko zagniatamy kolejne ciasto na włoski placek w wersji wege (ich 9 letni syn właśnie przeszedł na wegetarianizm) i wspólnie pichcimy zupę z pomidorów i cukinii. Przy tym nagłym zamieszaniu, w kuchni zrobiło się na tyle gęsto, a w domu tak głośno, że Córka Najmłodsza była zachwycona i nie bardzo chciało jej się spać. No bo jak tu spać kiedy można patrzeć na wybryki starszych kolegów i rodzeństwa, a do tego te znajome, ulubione twarze dorosłych :-) Wiadomo jednak, nie od dziś, i wiedzą to, przede wszystkim, rodzice, że system nerwowy 9 miesięcznego człowieka drzemki potrzebuje, żeby przetrwać. W takich chwilach matka, jak po tajną broń, sięga po chustę i pakuje Córkę Najmłodszą na plecy, tak dla zmyłki, oferując jej lepszy widok niż z wysokości biodra ;-) N

9 miesięcy

Moja najmłodsza córeczka skończyła właśnie 9 miesięcy. Tyle też trwała nasza ciąża. Ciąża trudna, która wywróciła nasze życie do góry nogami i zmieniła bieg wielu spraw. Czasem życie ma dla nas sytuacje, których się nie spodziewamy, nie zakładamy planując różne sprawy. Sytuacje, które zmuszają do rozróżnienia kwestii ważnych i ważniejszych. Sytuacje, które zmuszają do proszenia o pomoc i korzystania z niej. To wszystko się wydarzyło u nas kiedy maleńka, świeża ciąża okazała się krucha i zagrożona. Ale przede wszystkim zmusiła nas ona do zwolnienia, a właściwie zatrzymania tempa. Zwolniliśmy na tyle, że dopiero teraz, po kolejnych dziewięciu miesiącach szczęśliwie zakończonej ciąży ponownie zwiększamy obroty. Przyspieszamy, choć już inaczej, spokojniej, bez presji, w aurze łagodności, którą roztacza wokół siebie nasza 9 miesięczna istotka :-) Witam się na nowo, bogatsza w doświadczenia i znów nosząca własne dziecko :-) Niebawem pojawią się tu wszelkie aktualizacje, nowe dyp