Przejdź do głównej zawartości

O niedźwiadku, który nie potrzebował szkoły.



Miałam dzisiaj wrzucić post poslotowo-powakacyjny, ale tamten jeszcze nie gotowy (trójka dzieci w domu, na okrągło, jakąś mocą magiczną kradnie mi czas i energię...), a dziś jedno krótkie zdarzenie poskutkowało okołoszkolną refleksją, którą chciałam się tutaj podzielić.
Syn najstarszy za parę tygodni rozpocznie szkołę. Ja cała, z tego powodu, drżę. Nie jestem pewna kto ma większą tremę... Wiem oczywiście, że nie mogę negatywnie się nastawiać, głównie po to, żeby jemu tego nastawienia nie przekazać. Więc się staram mówić o tym, co dobrego go w szkole spotka, o nowych kolegach, o przygodach, o wycieczkach i o tym, że będzie się uczył nowych rzeczy.
Tymczasem, póki szkoła się nie rozpoczęła, korzystamy z lata i jeździmy na wycieczki, chodzimy na wyprawy i... sporo się uczymy. Żadna z nas rodzina podróżników (choć pewnie chętnie byśmy się nią stali), ale nie lubimy też siedzieć w domu, więc większość wspólnego czasu spędzamy na włóczęgach, dalszych (jeśli czas i finanse pozwalają) lub bliższych, jak choćby spacer do pobliskiego lasu czy nad staw. Najczęściej ,dzieci z byle spaceru wracają bogatsze w wiedzę i ciekawe doświadczenie.
Dzisiaj, dla odmiany, wybraliśmy się na nudny spacer do sklepu. Do domu wracaliśmy nie tylko z zakupami, ale jeszcze... z niedźwiadkiem. Malutkim takim, znalezionym w lesie, który dopiero się urodził i mieścił się na dłoni. Biedaczysko mamę zgubił i potrzebował opieki. Miał pewne obawy przed pójściem z nami, bo lubił biegać po swoim lesie. Jednak zdecydował się, skuszony obietnicą przestrzeni podwórkowej. Można go było głaskać, tylko delikatnie, i okazywać mu dużo czułości. W drodze do domu dowiedziałam się, że niedźwiadek wie już bardzo dużo, jak na ledwie narodzone zwierzę i skomentowałam to stwierdzeniem: "widzę, że ten niedźwiadek bardzo szybko się uczy". W odpowiedzi usłyszałam, że to dlatego, że "on dużo jeździ na różne wycieczki i chodzi na wyprawy".
Niedźwiadek oczywiście istniał jedynie w wyobraźni Syna, a "lasem" była kępka krzaków po drodze.
Jednak skojarzenie nauki z wycieczkami było prawdziwe, empiryczne :-)
Uśmiechając się od ucha do ucha zobaczyłam wszystkie sytuacje, w których nasze dzieci się uczą, łapiąc kijanki w różnych stadiach rozwoju (spokojnie, wpuszczały je do wody), licząc liście, kamyki, kasztany, które udało im się nazbierać, oglądając ptaki i różne kształty drzew, rozmawiając z przypadkowo napotkanym wędkarzem (to wczoraj, na spontanicznym spacerze po gliwickim osiedlu). Uczą się też oglądając z nami wystawy, spektakle, maszyny, pojazdy... każdego dnia, kiedy robimy coś razem, one się uczą. Również takich podstawowych rzeczy, jak litery, cyfry, ilości, miary... oczywiście uczą się też z książek, które czytamy i z rozmów z pasjonatami (po tegorocznym Slocie to ja od Najstarszego Syna dowiedziałam się wielu faktów o życiu jeży), ale dla mnie bardzo pozytywne jest to, że one kojarzą naukę z przyjemnym spędzaniem czasu. Dojrzałam u własnych dzieci, to co wydaje się takie oczywiste: że najlepiej uczy się przez doświadczenie.
Teraz, moim wielkim pragnieniem jest, aby ta chęć uczenia się nowych rzeczy, odkrywania, poznawania świata nie zgasła, nie została ostudzona.
Czy nauczycielka, którą poznamy we wrześniu wie, że dzieci chcą i lubią się uczyć? Że wystarczy rozbudzić w nich ciekawość i trochę zachęcić? Że czasami potrzebują przygody? Że czasem trzeba sięgnąć do ich wyobraźni? Oby! Oby nauka nadal była przygodą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie jesteśmy grupą docelową Slot Art Festival.

Kolejny Slot za nami. Dzieciaki, jak zwykle zachwycone, rodzice, jak zwykle, zmęczeni i szczęśliwi, że dali radę ogarnąć czeladkę i coś z tej imprezy uszczknąć dla siebie. Slot nam zawsze funduje mieszankę emocji: radość z przygody spania pod namiotem i wyzwania związane z polowymi sanitariatami, radocha z przebywania ze znajomymi i zmęczenie dziecięcą wrzawą, przyjemność bywania na koncertach, wykładach, filmach, teatrach i kłopoty z niedoborem snu :-) Jednak nic, ale to absolutnie nic, nie przebije slotowej atmosfery. Przez te pięć dni zawsze czujemy się w Lubiążu jak u siebie, co roku odwiedzamy stałe punkty programu i za każdym razem odkrywamy coś nowego. Ja w tym roku (po siedmiu wizytach na festiwalu!) odkryłam scenę teatralną, nareszcie! Nigdy nie mogłam do niej dotrzeć, tym razem, jak już dotarłam, trudno było ją opuścić ;-) Zdałam sobie, w międzyczasie sprawę, że kiedy piszę o Slocie na blogu, czy na facebooku, mówię o nim w kontekście warsztatów chustowych

Od kiedy można nosić dziecko w chuście?

Na to pytanie są dwie odpowiedzi. Pierwsza dotyczy gotowości dziecka, a ono jest gotowe do noszenia od chwili narodzin. Ludzki noworodek jest noszeniakiem, mógłby więc, z brzucha mamy przenieść się, jak kangur do torby, wprost do chusty. Ważna jest jeszcze jednak odpowiedź na drugie, powiązane pytanie: od kiedy gotowy jest rodzic? Tutaj musimy pamiętać, że pojawienie się  noworodka to baaaardzo poważna życiowa rewolucja, która wszystko wywraca do góry nogami i zmusza do nauczenia się miliona nowych rzeczy. Często zwykła kąpiel, czy zmiana pieluchy, to nie lada wyzwanie, a poprawne zawiązanie chusty wymaga jednak trochę cierpliwości i koncentracji uwagi. Dlatego najwłaściwszą odpowiedzią na pytanie o to od kiedy można nosić dziecko w chuście jest: od kiedy rodzice są gotowi nauczyć się wiązać. Dziecko jest gotowe do noszenia od urodzenia, oczywiście pod warunkiem prawidłowo dobranej chusty, wiązania i prawidłowego wykonania tegoż. Pamiętajmy jednak o tym, że nie warto czekać z pi

Od kiedy nosidło? Czyli o tym, dlaczego zachęcam do noszenia dziecka, które samodzielnie nie siedzi, tylko w chuście.

Na marcowym Klubie Kangura w Gliwicach  gościliśmy właścicielkę sklepu gomama.pl, która pokazała nam szeroki przegląd nosideł ergonomicznych*. Przy okazji rozwinęła się dykusja, w której pojawiały się odwieczne pytania o to czy "wolno", czy "nie wolno" nosić w nosidle zanim dziecko usiądzie. Chciałam więc powiedzieć, że wolno. Wolno, moi drodzy, prawie wszystko. Nikt Wam nie zabrania nosić dziecka w czym tylko chcecie. Nie zapłacicie mandatu za używanie nosidła czy nawet "wisiadła" dla noworodka. Nie istnieją żadne przepisy tego zakazujące, a wręcz producenci  będą Wam wmawiać, że ich nosidła są idealne dla maluchów już od urodzenia, nawet Wam wcisną specjalną wkładkę, żeby tylko przekonać do zakupu. Decyzja należy do Was. Pamiętajmy tylko, że taką decyzję warto podjąć w oparciu o fakty. Fakty są takie, że w nosidle dziecko siedzi, Ty decydujesz, czy chcesz sadzać swoje dziecko, zanim będzie ono gotowe. Kiedy jest gotowe? Wtedy, kiedy dokona tego