Przejdź do głównej zawartości

Ta okropna zabawa

 


Moja trójca bawi się razem. Cała. Jest rano, pokój poprzedniego dnia pięknie posprzątany, a oni wszyscy razem, cichutko, w tym czystym pokoju, bez płaczu i awantur o to, że Najmłodsza coś burzy i zabiera. Bezcenna chwila, którą postanawiam wykorzystać i posprzątać kuchnię po śniadaniu, a przynajmniej zetrzeć wszechobecne, klejące plamy z soku (...dziecięce eksperymenty z sokowymi lodami...). Czuję w kościach, że to złowieszcza cisza, bo przecież dzieci NIGDY nie są "grzeczne" w takim spokoju, ale myślę sobie po cichutku, że... może tym razem...
Szybko jednak porzucam moje myśli po wejściu do dziecięcego pokoju. 10 minut. Tyle im wystarczyło żeby: Syn Najstarszy namalował obraz z wyklejanką z plasteliny (więc udając, że nie widzę całej reszty słucham z uwagą co przedstawia dzieło sztuki), Córka Średnia powieliła obraz brata i popadła w czarną rozpacz, kiedy Najmłodsza wylała na jej pracę wodę z farbek (kiedy oni tę wodę przynieśli???), uprzednio najadłszy się farby. Cała trójka w tym czasie pomalowała również swoje ciała, Córki także meble, a Syn zrobił "pluszakowy raj", rozwalając wszystko co pluszowe, czyli również koce i kocyki, po całym pokoju. Na koniec, Najmłodszej przeciekła materiałowa pielucha i dopełniła obraz całości.
Tadam.
Wzięłam głęboki oddech, a wypuszczając powietrze, czułam jak do gardła wdziera się krzyk. No bo "co to ma znaczyć"?, "znowu jeden wielki bałagan"? i w ogóle "przecież ja tylko chodzę i sprzątam"! Tak to się najczęściej kończy. Najczęściej. Ale zawsze później źle się czuję, dzieci jeszcze gorzej i w ogóle nic dobrego z tego nie wynika. A pan Cohen, autor książki "Rodzicielstwo przez zabawę", radzi, żeby z dziećmi się bawić. Nawet wtedy, kiedy coś idzie mocno nie po naszej myśli, że najważniejszy jest dziecka uśmiech i rozluźnienie atmosfery. Pomyślałam sobie zatem, że tym razem spróbuję, policzę do 210, zamilknę, będę miła... może najpierw zaniosę Najmłodszą do wanny... później wrócę i zobaczę jak starszaki bawią się w najlepsze w swoim "raju", a Córka Średnia krzyczy, że zamienia wszystko w lód. Syn więc do niej: "zamień mamę w lód, no! zamień ją w lód!", a ja słyszę swoje myśli: "masz się z nimi bawić, zabawa to okazja do odbudowania relacji, zrobić z siebie głupka...", więc, choć mam ochotę krzyknąć, że nie mam nastroju do zabawy, bo jestem zła, a oni nic tylko bałaganią, czekam, aż Córka Średnia zamienia mnie w ten lód i staję w bezruchu, z mopem w ręku, i czekam. I słyszę ich śmiech. Udało się :-) udaje się jeszcze bardziej kiedy mówią, że mnie już odmienili, a ja dalej stoję, oni mną ruszają, ciągną, padam na ziemię i wciąż się "nie odmieniam". Dopiero kiedy Syn się na mnie kładzie, tuli czule i mówi: "no, odmień się, mamo", ja uśmiecham się już zupełnie szczerze i ogłaszam z zadowoleniem, że uratowała mnie "szczera miłość". Miny dzieci bezcenne. Moja wewnętrzna radość jeszcze większa. Udało się. Nie: "zadziałało", nie: "przechytrzyłam ich", "znalazłam sposób", "zrobili to co chciałam". Nie. Udało się, czyli była zabawa, śmiech i radość zamiast frustracji, złości, kar czy "konsekwencji". Oczywiście, że ja posprzątałam brudne farby, rozlaną wodę i domyłam Najmłodszą. W tej całej zabawie nie było żadnego "zamierzonego efektu" i "sposobu na to, by dzieci w końcu się słuchały i sprzątały po sobie". Było dużo więcej, to o czym pisze Cohen: odbudowanie relacji, radość i poczucie sprawczości u młodych, bo nie dość, że zmienili matkę w lód, to jeszcze znaleźli sposób, żeby ją odmienić.
Takich chwil jest mało, dużo za mało. Dlatego o nich piszę, bo nie są codziennością i kiedy już się dzieją, zostawiają ślad. Znacznie więcej jest tego wszystkiego co złe, co burzy i niszczy, ale nareszcie widzę, że warto! Że warto odpuścić, że warto się śmiać, bawić, że to jest ważniejsze niż dyscyplina i ustawianie trudnego dziecka. W końcu ktoś powiedział mi, choć nie wprost, że nie muszę mojego dziecka wiecznie ustawiać, karać, pouczać... ale o tym będzie osobny post, w którym napiszę więcej o książce "Rodzicielstwo przez zabawę". Teraz idę się pobawić z moimi dziećmi :-)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie jesteśmy grupą docelową Slot Art Festival.

Kolejny Slot za nami. Dzieciaki, jak zwykle zachwycone, rodzice, jak zwykle, zmęczeni i szczęśliwi, że dali radę ogarnąć czeladkę i coś z tej imprezy uszczknąć dla siebie. Slot nam zawsze funduje mieszankę emocji: radość z przygody spania pod namiotem i wyzwania związane z polowymi sanitariatami, radocha z przebywania ze znajomymi i zmęczenie dziecięcą wrzawą, przyjemność bywania na koncertach, wykładach, filmach, teatrach i kłopoty z niedoborem snu :-) Jednak nic, ale to absolutnie nic, nie przebije slotowej atmosfery. Przez te pięć dni zawsze czujemy się w Lubiążu jak u siebie, co roku odwiedzamy stałe punkty programu i za każdym razem odkrywamy coś nowego. Ja w tym roku (po siedmiu wizytach na festiwalu!) odkryłam scenę teatralną, nareszcie! Nigdy nie mogłam do niej dotrzeć, tym razem, jak już dotarłam, trudno było ją opuścić ;-) Zdałam sobie, w międzyczasie sprawę, że kiedy piszę o Slocie na blogu, czy na facebooku, mówię o nim w kontekście warsztatów chustowych

Od kiedy można nosić dziecko w chuście?

Na to pytanie są dwie odpowiedzi. Pierwsza dotyczy gotowości dziecka, a ono jest gotowe do noszenia od chwili narodzin. Ludzki noworodek jest noszeniakiem, mógłby więc, z brzucha mamy przenieść się, jak kangur do torby, wprost do chusty. Ważna jest jeszcze jednak odpowiedź na drugie, powiązane pytanie: od kiedy gotowy jest rodzic? Tutaj musimy pamiętać, że pojawienie się  noworodka to baaaardzo poważna życiowa rewolucja, która wszystko wywraca do góry nogami i zmusza do nauczenia się miliona nowych rzeczy. Często zwykła kąpiel, czy zmiana pieluchy, to nie lada wyzwanie, a poprawne zawiązanie chusty wymaga jednak trochę cierpliwości i koncentracji uwagi. Dlatego najwłaściwszą odpowiedzią na pytanie o to od kiedy można nosić dziecko w chuście jest: od kiedy rodzice są gotowi nauczyć się wiązać. Dziecko jest gotowe do noszenia od urodzenia, oczywiście pod warunkiem prawidłowo dobranej chusty, wiązania i prawidłowego wykonania tegoż. Pamiętajmy jednak o tym, że nie warto czekać z pi

Od kiedy nosidło? Czyli o tym, dlaczego zachęcam do noszenia dziecka, które samodzielnie nie siedzi, tylko w chuście.

Na marcowym Klubie Kangura w Gliwicach  gościliśmy właścicielkę sklepu gomama.pl, która pokazała nam szeroki przegląd nosideł ergonomicznych*. Przy okazji rozwinęła się dykusja, w której pojawiały się odwieczne pytania o to czy "wolno", czy "nie wolno" nosić w nosidle zanim dziecko usiądzie. Chciałam więc powiedzieć, że wolno. Wolno, moi drodzy, prawie wszystko. Nikt Wam nie zabrania nosić dziecka w czym tylko chcecie. Nie zapłacicie mandatu za używanie nosidła czy nawet "wisiadła" dla noworodka. Nie istnieją żadne przepisy tego zakazujące, a wręcz producenci  będą Wam wmawiać, że ich nosidła są idealne dla maluchów już od urodzenia, nawet Wam wcisną specjalną wkładkę, żeby tylko przekonać do zakupu. Decyzja należy do Was. Pamiętajmy tylko, że taką decyzję warto podjąć w oparciu o fakty. Fakty są takie, że w nosidle dziecko siedzi, Ty decydujesz, czy chcesz sadzać swoje dziecko, zanim będzie ono gotowe. Kiedy jest gotowe? Wtedy, kiedy dokona tego