Wszystko zaczęło się od tego, że Syn Najstarszy obciął Córce Średniej włosy. Całe szczęście, ich i moje, że zauważyłam to w czasie kolacji, siedząc z nimi przy stole, w całkiem dobrym nastroju. Dopiero później odkryłam bujne kępy włosów poupychane w różnych kątach w dziecięcym pokoju. Przecież musieli coś z nimi zrobić, prawda?
Przez następne tygodnie musiałam wszystkim babciom, znajomym, paniom w przedszkolu tłumaczyć dlaczego obcięliśmy Średniej "te piękne loki". Kiedy w rozmowie z jedną z pań powiedziałam: "to dopiero początek, ciekawe, co jeszcze wymyślą", usłyszałam nagle swoje słowa i poczułam coś pomiędzy przerażeniem i zabawnym przeświadczeniem, że oto nasze życie staje się pasmem nieprzewidywalnych zdarzeń. No bo przecież to tylko najstarsza dwójka zaczęła wcielać w życie swoje odważne pomysły, a co z Najmłodszą? Ledwie zaczęła chodzić, przed nią milion inspiracji zaczerpniętych z książek, bajek i z obserwacji starszego rodzeństwa, których nie zawaha się wcielić w życie. Strach pomyśleć ile czeka nas sprzątania, naprawiania, malowania. No, ale... przecież sami tego chcieliśmy. No przecież chcieliśmy mieć wesoły dom z trójką dzieci. No, to mamy.
Pamiętam doskonale te rozterki przed decyzją o ostatniej ciąży. Było już tak wygodnie. Dwójka dzieci, spacer na plac zabaw, oni zajęci piaskiem i rówieśnikami, ja na ławce mogłam czytać książkę. Na tyle duże, że można je było wysłać na weekend do dziadków,żeby złapać oddech po przebytej ospie, na tyle duże, że potrafiły się razem bawić. Mieliśmy szanse na czas we dwoje i chwilę oddechu.
A jednak chcieliśmy mieć trójkę. Ale, czy na pewno...? Chcieliśmy...? Ona rozwiała wszelkie nasze wątpliwości, kiedy tylko się pojawiła. Wyczekana, wywalczona, wyleżana, wymodlona. Cudowna, skradła natychmiast serca nasze i starszaków. Skradła też resztki czasu i oddechu. W zamian dając swoją obecność.
Nasze życie znów stanęło na głowie, a ludzie często pytają jak sobie radzimy, jak to jest z trójką. Zazwyczaj odpowiadam wtedy, że jest fajnie, a czasem kiwając jednoznacznie głową mówię: "nooo, jest niezły Meksyk". Obydwie odpowiedzi są zdawkowe, bo co można odpowiedzieć w jednym zdaniu? Mogłabym też powiedzieć, że jest całkiem normalnie lub, że nie ma wielkiej różnicy między dwójką, a trójką, ale to nie byłaby prawda.
A jak jest naprawdę?
Jest różnie. Czasem tak, że budzę się rano z planem na cały dzień, który potrafi legnąć w gruzach zanim minie poranek, bo każde z dzieci też ma plan, zupełnie rozbieżny z moim. Bywa też tak, że wieczorami chcę coś pisać, czytać, oglądać filmy albo chociaż załadować pralkę, ale zasypiam razem z Córką Najmłodszą tak mocno, że M. nie potrafi mnie dobudzić. Albo rano marzę o tym, by odespać ciężką nockę, bo Najmłodszej znowu idą zęby i nie spałyśmy obydwie, ale przecież trzeba starszych wyprawić do szkoły i przedszkola, a zanim wyjdą, zdążą ją obudzić. Drzemka przepadła.
Bywa też tak, że brakuje mi cierpliwości do ich ciągłych kłótni. Myślę czasem, że póki co, Starszaki tylko kłócą się ze sobą, ale przecież lada moment przestaną pobłażać Najmłodszej i będzie wieczna jatka. Wtedy zapominam o moich ideałach, komunikacji bez przemocy i krzyczę do nich, że mają natychmiast przestać, bo nie mogę już tego słuchać. Później zadręczam się wyrzutami sumienia...
Ale jest i tak, że kiedy wracam zmęczona do domu, cała trójka wybiega na korytarz krzycząc: "mama! mama!" i każde chce się rzucić mi się na szyję, a później każde chce pokazać i opowiedzieć co robili kiedy mnie nie było. Innym razem uwijam się w kuchni z gotowaniem obiadu i słyszę biegnące stopy, które przynoszą mi rysunki z serduszkami "dla kochanej mamy", tak po prostu, później całusy, przytulaki. "Mama jest najlepsza".
Zdarzają się i takie chwile, kiedy tuż po kłótni, Syn Najstarszy mówi siostrze: "wiesz, ja tylko w złości mówiłem, że Cię nie lubię, tak naprawdę to bardzo Cię lubie, tak naprawdę to Cię uwielbiam, tylko w złości tak powiedziałem". Wtedy matka wpada w konsternacje, przygląda się swojemu dziecku i upewnia, że nie podmienili go na placu zabaw. Nie podmienili, mało tego, w domu, zanim zdążę się rozebrać i odłożyć zakupy, słyszę, że on Njamłodszej zdjął już butki i kurteczkę, a chwilę później Córka Średnia umyła jej rączki mydełkiem i "podwinęłam jej rękawki, żeby się nie pomoczyły". Wtedy zatrzymuję się na chwilę, pośród sterty prania, między rozrzuconymi zabawkami i w krótkiej przerwie przed kolejnym, pospiesznym wyjściem z domu. Patrzę na nich wzruszona i myślę, że mam w domu świetną ekipę. Najlepszą Trójcę pod słońcem.
Jedyne czego nam brakuje to czas. I to wcale nie o ten czas "dla siebie" chodzi, bo ten kiedyś nadrobimy, jak podrosną i będą mieli swoje wielkie sprawy, ale o czas dla nich. Dla wszystkich razem i dla każdego z osobna 1:1. Wciąż myślę o tym, że kiedy Syn Najstarszy był mały, poświęcałam mu niemal każdą chwilę, gotowałam i sprzątałam kiedy spał, a poza tym wciąż byliśmy razem. Jeździliśmy we dwoje na rowerze, czytaliśmy masę książeczek. Dziewczyny już nie mają tyle szczęścia. Mamy więcej obowiązków, i jeszcze szkoła, zadania... zwyczajnie brakuje nam czasu, na to by z każdym z nich pobyć razem sam na sam. Jeszcze z dwóją było prościej, dwoje rodziców na dwoje dzieci daje możliwość randki rodzica z dzieckiem. Ja dziś mam dzień z mamą, a ja z tatą i wszystko gra. Z trójką nie jest już tak prosto, trzeba ten czas zaplanować i często o niego zawalczyć. Albo słyszy się od Córki po dniu spędzonym z Synem: "Idziemy razem do kawiarni? Sam na sam ja z Tobą i Najmłodszą"? Sam na sam. Tak, Córeczko, obiecuję, że znajdę dla Ciebie czas, dla nas, sam na sam. Ty i ja.
Jedyne czego nam brakuje to czas. I to wcale nie o ten czas "dla siebie" chodzi, bo ten kiedyś nadrobimy, jak podrosną i będą mieli swoje wielkie sprawy, ale o czas dla nich. Dla wszystkich razem i dla każdego z osobna 1:1. Wciąż myślę o tym, że kiedy Syn Najstarszy był mały, poświęcałam mu niemal każdą chwilę, gotowałam i sprzątałam kiedy spał, a poza tym wciąż byliśmy razem. Jeździliśmy we dwoje na rowerze, czytaliśmy masę książeczek. Dziewczyny już nie mają tyle szczęścia. Mamy więcej obowiązków, i jeszcze szkoła, zadania... zwyczajnie brakuje nam czasu, na to by z każdym z nich pobyć razem sam na sam. Jeszcze z dwóją było prościej, dwoje rodziców na dwoje dzieci daje możliwość randki rodzica z dzieckiem. Ja dziś mam dzień z mamą, a ja z tatą i wszystko gra. Z trójką nie jest już tak prosto, trzeba ten czas zaplanować i często o niego zawalczyć. Albo słyszy się od Córki po dniu spędzonym z Synem: "Idziemy razem do kawiarni? Sam na sam ja z Tobą i Najmłodszą"? Sam na sam. Tak, Córeczko, obiecuję, że znajdę dla Ciebie czas, dla nas, sam na sam. Ty i ja.
Komentarze
Prześlij komentarz